Katarzyna Kielecka - wywiad - zaczytanyksiazkoholik.pl

„Twórcza opowieść Katarzyny Kieleckiej: od wierszyków dziecięcych do bestsellerowych powieści”


Zanurzając się w świecie literackiego rozwoju Katarzyny Kieleckiej, dowiadujemy się, że droga do pisarskiego sukcesu rozpoczęła się od dziecięcych wierszyków i zabawnych opowiadań. W wywiadzie autorka opowiada o źródłach inspiracji, tworzeniu autentycznych dialogów oraz przesłaniach, które chce przekazać czytelnikom poprzez swoje książki. Zdradza również swoje metody pracy, wyzwania, które napotyka podczas pisania, i niezastąpioną rolę, jaką odgrywają tytuł i okładka w procesie wydawniczym. Wraz z nadchodzącym wydaniem dylogii „Księżyc nad Vajont”, pisarka zdradza swoje marzenia i cele zawodowe, pozostawiając w naszych umysłach tęsknotę za bohaterami, których stworzyła.


[Zaczytany Książkoholik] Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Czy od zawsze wiedziała Pani, że chce być pisarką?
[Katarzyna Kielecka] Jeszcze jako małe dziecko w kółko wymyślałam wierszyki i zabawne historyjki. Potem długo pisałam głównie dla dzieci i dopiero siedem lat temu, podpuszczona przez znajomych, zasiadłam do prozy. Myślałam, że będzie to zwykłe opowiadanie, a powstało „Sedno życia”, po nim kolejne części cyklu i klamka zapadła. Teraz już nie wyobrażam sobie zerwania z pasją pisania.

[ZK] Skąd czerpała Pani inspirację do napisania swojej najnowszej powieści pt. „Trzykrotki”?
[KK] Z życia, a dokładniej z mojego najbliższego otoczenia. W „Trzykrotkach” pojawiają się moje przyjaciółki, moja rodzina, ja też tam jestem. Wiele scen zdarzyło się naprawdę lub mogłoby się zdarzyć w odpowiednich okolicznościach. W książce wysłałam bohaterki w podróż szlakami, które przetarłam kilka lat temu i pokochałam całym sercem.

[ZK] Jakie emocje chciała Pani wywołać u czytelników poprzez główne bohaterki powieści „Trzykrotki”?
[KK] Od początku planowałam, że będzie to najlżejsza moja powieść. Chciałam otulić nią Czytelnika, rozbawić, wywołać uśmiech, dać poczucie, że piękne chwile są w zasięgu ręki, a codzienność można, a nawet należy celebrować. Ta książka to apoteoza przyjaźni i wieku, który dawniej kojarzył się już ze starością, a dziś często wciąż oznacza sam środek przygody, którą jest życie.

[ZK] Czy istnieje jakiś szczególny temat lub przesłanie, które chce Pani przekazywać poprzez swoje powieści?
[KK] Są takie elementy, które Czytelnicy znajdą w wielu moich książkach. Często poruszam tematykę związaną z dziećmi i ich postrzeganiem świata (akurat w „Trzykrotkach” zrobiłam sobie przerwę w tym względzie), piszę o szacunku dla zwierząt i w ogóle przyrody, o wartości przyjaźni, rodziny, o tym, jak ważna jest szczerość między bliskimi sobie ludźmi i jak ogromny wpływ na dorosłe życie ma to, co wyniesiemy z domu. Piszę też o tym, że warto walczyć o swoje, że czasem trzeba się odważyć i unieść stopę nad przepaścią po to, by coś zmienić, by pójść dalej. W każdą swoją powieść staram się wrzucić kilka ziaren nadziei, choć nie próbuję udawać, że będzie łatwo, bo życie nie jest łatwe. Za to potrafi być piękne i trzeba się nauczyć dostrzegać to piękno.

[ZK] Na jakie wyzwania natrafia Pani podczas pisania swoich książek i jak sobie z nimi poradziła/radzi?
[KK] Największym wyzwaniem bywa research. Nigdy nie żałuję sobie na niego czasu i na szczęście mam wokół siebie osoby, które chętnie mi pomagają. Jednocześnie to część pracy nad książką, która daje mnóstwo satysfakcji. Lubię tropić, szperać, szukać, dbać o to, by to, co możliwe, było maksymalnie zgodne z rzeczywistością. Jedyną kwestią, której nie lubię w procesie powstawania książki to tworzenie opisu na tył okładek. W tym jednak bardzo pomocne jest wydawnictwo.

[ZK] Czy Pani doświadczenia życiowe mają wpływ na kształtowanie postaci lub fabuły powieści, które piszesz?
[KK] Tak, oczywiście. Pilnuję się, by nie wkładać w głowy bohaterów własnych poglądów, spojrzenia na świat, czy reakcji, ale od pewnych zbieżności się nie ucieknie. Staram się wykorzystywać to, czego nauczyło mnie życie, a także to, czego się dowiedziałam, obserwując innych. Ty chyba naturalne. Sądzę, że każdy twórca to robi, niezależnie od tego, czy pisze, czy maluje, czy też zajmuje się inną dziedziną opartą na kreatywności.

[ZK] W jakim otoczeniu lub atmosferze najchętniej pracuje Pani nad swoimi książkami?
[KK] Rzadko mam wybór w tym zakresie. Dla mnie luksusem jest, gdy podczas pisania mogę być sama w domu lub choćby w pokoju. To jednak zdarza mi się rzadko. Dlatego często siedzę w stoperach na uszach, bo do pisania potrzebuję przede wszystkim ciszy. A do tego kawy 😉

[ZK] Czy ma Pani ulubioną technikę twórczą lub strategię, którą stosuje podczas pisania?
[KK] Tak. Podchodzę do pracy metodycznie. Tworzę plan, dzielę go na rozdziały i na tygodnie, by wiedzieć mniej więcej, kiedy tekst będzie gotowy. A potem wszystko bierze w łeb, gdy ponosi mnie wyobraźnia lub wpadam na pomysł, który wszystko stawia na głowie. Ale to dobrze. Plany dają mi poczucie bezpieczeństwa, a mimo to nie mam problemu z tym, by je zmieniać. To zabawne, jak odległa bywa pierwotna wizja historii od efektu, jaki dostają do rąk Czytelnicy. Nie zmienia się tylko jedno – zakończenie. Zawsze wiem, do którego punktu chcę dotrzeć i on pozostaje constans.

[ZK] Jakie jest Pani podejście do konstruowania dialogów między postaciami? Jak stworzyć autentyczne i interesujące rozmowy?
[KK] Podsłuchuję rozmowy ludzi, zapamiętuję to, jak się wypowiadają i szukam w tym inspiracji. Zawsze powtarzam, że pisarz jest trochę jak złodziej – przywłaszcza sobie cechy, gesty, powiedzonka innych. Świetnie sprawdza się w tym zakresie jeżdżenie komunikacją miejską. Autobusy i tramwaje to nieprzebrane źródło inspiracji. Poza tym moi bohaterowie często rozmawiają dynamicznie, nieco ironicznie z użyciem humoru słownego. Oczywiście nie wszyscy, ale zawsze znajdzie się taka postać. To sposób mówienia typowy dla mnie i mojej rodziny, zatem mi najbliższy. Takie dialogi potrafią dać oddech po trudniejszych, bardziej emocjonalnych scenach.

[ZK] Jakie książki, autorzy lub inne źródła stanowią dla Pani inspirację literacką?
[KK] Inspirację można czerpać ze wszystkiego – z otoczenia, gazet, internetu, książek. Czytam dużo, staram się jednak nie wzorować na innych pisarzach. To się nie sprawdza. Każdy powinien szukać swojej drogi i swojego stylu. Lubię literaturę faktu (głównie historyczną i podróżniczą), biografie, kryminały, powieści obyczajowe, historyczne itd. Raczej nie podchodzi mi fantasy, co nie znaczy, że w ogóle nie sięgam po ten gatunek. Podstawa to otwarty umysł. Żeby się rozwijać, trzeba sięgać wciąż po nowe dla siebie rzeczy, a potem eksperymentować na własnych tekstach.

JAKA JEST PANI DEWIZA ŻYCIOWA?
Obecnie to zwykłe „Carpe diem” – chwytaj dzień. Staram się cieszyć każdą chwilą, każdym dniem, każdą okazją do uśmiechu, bo życie ucieka zbyt szybko, by go nie doceniać.

RADA, KTÓRA ZAPADŁA PANI GŁĘBOKO W PAMIĘCI?
Pamiętam, jak kilka lat temu ktoś mądry powiedział mi, że nie muszę być we wszystkim doskonała i mam prawo do słabości. To odnosiło się do kwestii macierzyństwa, ale było dla mnie jak objawienie. Prosta rada, a ma bardzo uniwersalne znaczenie.

NAWYKI DECYDUJĄCE O SUKCESIE?
Konsekwencja, umiejętność kończenia tego, co się zaczęło, samodyscyplina, jasne nazywanie celów i aktywne szukanie dróg, którymi się te cele osiągnie. A do tego ciągła praca nad pewnością siebie. Sukces potrzebuje, by w niego wierzyć. To chyba najtrudniejsze.

CO CENI PANI W LUDZIACH?
Szczerość, bezinteresowność, inteligencję, poczucie humoru. Dokładnie w takiej kolejności.

CZY JEST JAKAŚ POSTAĆ/OSOBA, KTÓRĄ PODZIWIA PANI SZCZEGÓLNIE I ZA CO?
Sporo jest takich ludzi. Jedną z nich jest Oliwia Szmigiel – światowej klasy zawodniczka w parabadmintonie i niegdyś szkolna koleżanka mojej córki. Oliwia była dla mnie inspiracją do stworzenia postaci niskorosłej Neli w powieściach „Pod tym samym niebem” i „Na tej samej ziemi”. Zawsze powtarzam, że ta dziewczyna ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii, którą powinno się z niej pobierać, a potem serwować w tabletkach ludziom, którzy potykają się na drobnych przeciwnościach i tracą przez to zapał, by realizować własne cele. Potrafiła przekuć swoją wyjątkowość w walor, który otworzył jej drzwi do sukcesu. Skupia się na tym, co jest jej siłą, a nie na przeszkodach i potrafi cieszyć się życiem. Naprawdę, polecam każdemu poszukać informacji o niej w internecie, posłuchać lub poczytać co i jak mówi, a potem walczyć o swoje marzenia.

JAKIEJ MUZYKI SŁUCHA PANI W WOLNEJ CHWILI?
Preferuję spokojne brzmienia – muzykę klasyczną, jazz, bluesa, stare piosenki z tekstami Osieckiej, Młynarskiego, Przybory. Generalnie jednak jestem dziwakiem, bo rzadko czegoś słucham. Uwielbiam ciszę.

KULTURA, W JAKIEJ POSTACI?
W pierwszej kolejności słowo pisane. Poza tym chętnie odwiedzam muzea, czasem zaglądam do galerii sztuki. Najrzadziej otwieram się na filmy. To wynik moich problemów zdrowotnych – mam w sobie pewną nadwrażliwość, która sprawia, że mrugające obrazy i głośne dźwięki bardzo mnie męczą i rozdrażniają. Dlatego kino odpada całkowicie. Jeśli już – to ekran laptopa lub telefonu (telewizora nie używam w ogóle).

JEŚLI ZWIERZAK W DOMU, TO JAKI?
Kot i pies to sprawdzone i najlepsze dla mnie wybory. Obecnie mamy trzyletniego boksera Leona. To moja ulubiona rasa psów. Towarzyszyły mi od dzieciństwa. Zaś w moich książkach pojawiają się różne zwierzaki: koty, psy, papuga, gekon, koza, a nawet kura. Bardzo lubię je opisywać.

NIEZAPOMNIANY FILM?
Jak wspomniałam – rzadko coś oglądam. Pamiętam, że jakiś czas temu wstrząsnął mną dramat wojenny pod tytułem „Zapamiętaj imię swoje”. Do dziś mam dreszcze na wspomnienie kilku scen.

NA CO LUDZIE POWINNI ZWRACAĆ WIĘKSZĄ UWAGĘ W SWOIM ŻYCIU?
Na bliskich. Mam wrażenie, że dziś bardziej żyjemy obok siebie niż ze sobą. To straszne, a jednocześnie tak trudno wyhamować ten proces.

GDYBY ODWAŻYŁA SIĘ PANI ZROBIĆ JEDNĄ ZWARIOWANĄ RZECZ W ŻYCIU, CO BY TO BYŁO?
Podróż w najzimniejsze zakątki świata. Może nie aż na biegun, ale do którejś stacji polarnej… To jedno z moich podróżniczych marzeń.

[ZK] Czy ma Pani jakieś rady dla aspirujących pisarzy, którzy starają się znaleźć swój własny głos literacki?
[KK] Podstawa – to się nie poddawać i nie przestawać pisać. I pod żadnym pozorem nie wkładać tekstów do szuflady! Słać, jeśli nie do wydawnictw, to do zaufanych osób. Niech czytają, niech wyrażają opinie, dzielą się wrażeniami. To doskonały sposób, by się sprawdzić, przekonać, czy to odpowiednia droga i dowiedzieć się, nad czym pracować w pierwszej kolejności, by doskonalić warsztat. U mnie ta metoda się sprawdziła, dzięki grupie życzliwych mi ludzi, którzy zechcieli sięgnąć po „Sedno życia” w wersji przedredakcyjnej – jeszcze zanim znalazłam wydawcę.

[ZK] Czy są jakieś tematy, które chciałaby Pani eksplorować w przyszłych powieściach?
[KK] Mam kilka pomysłów na liście, ale na ten moment nie będę ich zdradzać. Powiem tylko, że już 9 października ukaże się moja dylogia „Księżyc nad Vajont” (tom 1. „Fala” i tom 2. „Echo” – oba jednocześnie). Jestem z niej wyjątkowo dumna. To historia, która u swej podstawy ma największą katastrofę w historii powojennej Italii. Wraz z wydawnictwem Szara Godzina zaplanowaliśmy premierę dokładnie w 60. rocznicę tych wydarzeń. To zarazem powieść katastroficzna i psychologiczna. Już dziś serdecznie zachęcam Czytelników, by uwzględnili ją w swoich jesiennych planach czytelniczych.

[ZK] Jakie emocje towarzyszą Pani, gdy kończy pisanie książki i oddaje ją Pani czytelnikom?
[KK] To zawsze są sprzeczne emocje, które zmieniają się jak pogoda w górach. Euforia i duma, że znów się udało dopiąć swego, miesza się ze smutkiem, nostalgią i zwyczajną tęsknotą za bohaterami, z którymi bardzo się zaprzyjaźniam. Ciężko jest powiedzieć „to koniec” i nie snuć historii dalej, choćby w myślach. Jedynym lekarstwem na ten stan jest praca nad kolejną powieścią.

[ZK] Jakie stawia sobie Pani cele zawodowe?
[KK] Zamierzam nadal wydawać dwie lub trzy książki rocznie, zdobywać kolejnych czytelników i odwiedzać biblioteki, w których jeszcze nie miałam okazji opowiadać o swojej twórczości. Chciałabym także podejmować nowe wyzwania, by zbierać cenne doświadczenia. Obecnie takim celem jest ukończenie książki, którą piszę w duecie. To zupełnie inny rodzaj pracy nad tekstem, ale moim zdaniem świetna przygoda, z której każdy pisarz może wynieść sporo dla siebie. Mam nadzieję, że ta powieść trafi do księgarń w przyszłym roku.

[ZK] Jak duże znaczenie ma tytuł i okładka książki?
[KK] Ogromne. To wizytówki książek, więc powinny być adekwatne do treści, a jednocześnie mieć w sobie potencjał marketingowy. Zwykle są wynikiem kompromisu między mną a wydawcą.

[ZK] Czego w życiu się najbardziej Pani boi?
[KK] Utraty bliskich, ciężkiej choroby, wojny – generalnie tragedii, na które nie będę miała wpływu, które nie dadzą mi szansy, nie pozwolą walczyć. Boję się bezradności.

[ZK] Czego życzyłaby sobie Pani w nadchodzącym czasie?
[KK] Przede wszystkim, by po wakacjach moje dzieci odnalazły się w nowych miejscach i były szczęśliwe (córka rozpoczyna studia, a syn liceum). Poza tym bardzo bym chciała, by „Księżyc nad Vajont” podbił serca Czytelników i dotarł jak najdalej, choćby i do Włoch, gdzie toczy się spora część akcji.

Fot. Katarzyna Kielecka
Grafika: Zaczytany Książkoholik


Dodaj komentarz


Czytaj także

"I wciąż ją kocham

Wzruszysz się – „I wciąż ją kocham”, Nicholas Sparks

Młody mężczyzna John zaciąga się do wojska. Na przepustkę wraca w swoje rodzinne strony. Spotyka tam Savannah – dziewczynę swoich marzeń. Savannah jako wolontariuszka wraz z grupą przyjaciół przyjechała w ramach akcji dobroczynnej budować domy dla ubogich. Los splata ich ścieżki i się w sobie zakochują.


Złodziej pocałunków - L.J. Shen - zaczytanyksiazkoholik.pl - blog

Myślałam, że się rozczaruję, niesłusznie – „Złodziej pocałunków”, L.J. Shen

„Złodziej pocałunków” to romantyczna powieść, która opowiada historię Francesci Rossi, córki szefa chicagowskiej mafii, która zostaje wydana za mąż za Wolfe’a Keatona, amerykańskiego senatora i przyszłego prezydenta USA, w celu zacieśnienia więzi między ich rodzinami i zabezpieczenia interesów biznesowych. A tak naprawdę porwana, gdyż senator miał haki na jej ojca.