Agnieszka Miela-zaczytanyksiazkoholik.pl

Co według Agnieszki Mieli decyduje o sukcesie?


Z rozmowy z Agnieszką Mielą, autorką cyklu „Dzieci Starych Bogów” dowiecie się m.in. co to znaczy larpować, skąd u pisarki zamiłowanie przesądami i magią praktykowanymi na polskich wsiach, czy przed czym chciałaby ustrzec początkujących pisarzy. To i wiele więcej znajdziecie w niezwykle ciekawej rozmowie. Przyjemnej lektury!


[Zaczytany Książkoholik] Czy pamięta Pani, co spowodowało, że chwyciła Pani za „pióro” i zaczęła tworzyć swoją pierwszą książkę?
[Agnieszka Miela] Wynikło to z chęci mocniejszego oddziaływania na emocje odbiorców moich historii. Odkąd pamiętam, zawsze wymyślałam różne opowieści, jednak forma, w jakiej je przekazywałam, nieco mnie ograniczała – były zbyt ulotne, zapominałam o niektórych elementach i o wiele trudniej było mi właściwie balansować słowem mówionym, tak by rzeczywiście uderzać nim w słuchaczy. Kiedy sięgnęłam po przysłowiowe pióro, zyskałam możliwość lepszej manipulacji uczuciami czytelników i to pchnęło mnie do napisania dłuższego tekstu i sprawdzenia, czy dam radę zrealizować moje marzenie o książce.

[ZK] Skąd u Pani zamiłowanie przesądami i magią praktykowanymi na polskich wsiach?
[AM] Trudno powiedzieć, bo pojawiło się o no u mnie dość naturalnie. Myślę, że wywołało je po prostu środowisko i czasy, w których się wychowywałam: wtedy wszelkiej maści zabobony czy zabiegi magiczne stosowane przez najstarsze pokolenie nikogo nie dziwiły. Każdy spotkał się z jakąś formą przeciwdziałania „ociotowaniu” i stosował je równie naturalnie co receptury na syrop z cebuli. Z biegiem czasu te wszystkie przesądy, choć żywe w mojej rodzinie dzięki babci, zaczęły odchodzić w zapomnienie, a ja jakoś nie mogłam się pogodzić z tym, że ludzie z mojego rocznika nie wiedzą, o czym mówię. Zaczęłam więc zagłębiać się w to mocniej, szukać tropów w innych miejscach Polski i tym samym otworzyłam przed sobą fascynujący świat, w którym jedno wierzenie może mieć zupełnie inne formy nawet w miejscach oddalonych od siebie o ledwie kilka kilometrów.

[ZK] Który z bohaterów Pani powieści posiada najwięcej cech Agnieszki Mieli?
[AM] Żaden z nich nie jest laurką, którą mogłabym wystawić samej sobie, bo jestem zbyt nudną osobą, by obdarzać swoimi cechami książkowych bohaterów. Wydaje mi się jednak, że najbliższej mi pod tym względem do Roberta, tego zagubionego chłopaka, który wciąż nie zna swojego miejsca w świecie i niejako odkrywa go na nowo. To lękliwy niezdara, który mimo przerażenia stara się odkryć prawdę i mierzyć z własnymi obawami, choć często jest na krawędzi poddania się. Jakby się teraz zastanowić, to widzę w nim dawną wersję siebie. Nie łączy mnie za to nic z głównymi bohaterami, no może poza dziecięcymi próbami Aine dążącej do udowodnienia swojej wartości, pokazaniu światu swego prawdziwego, niedostrzeganego przez innych oblicza.

[ZK] Które z Pani osiągnięć twórczych dało Pani największą satysfakcję i dlaczego?
[AM] To mogę już mówić o jakichś osiągnięciach? Wydaje mi się, że po prostu wydanie książki, przebicie się z nią, mimo wielu przeciwności losu. Jestem dumna z siebie za to, że nigdy się nie poddałam i że spełniłam swój cel. Udowodniłam innym, że to nieustanne siedzenie z nosem w kolejnych zeszytach i plamienie dłoni atramentem rzeczywiście zaprocentowało. Niektórych musiało to nieźle zaskoczyć.

[ZK] Jakimi wartościami kieruje się Pani w życiu? Być może podsiada Pani cytat, który stanowi źródło wsparcia?
[AM] Powieje banałem, ale staram się być po prostu dobrym człowiekiem i nie szkodzić innym – tyle i aż tyle. Najważniejsza dla mnie jest rodzina i to jej podporządkowuję całe moje życie, co jest akurat o tyle łatwe, że najbliżsi rozumieją wszystkie moje bziki i wariactwa i wspierają mnie w samorealizacji. O, no i uśmiech. Mój tata nauczył mnie tego, jak ważny jest on w życiu każdego człowieka i jak wiele dobrego może przynieść rozbawianie innych. Z tego powodu, kiedy tylko mam okazję i sytuacja na to pozwala, staram się rozśmieszać innych, nie raz robiąc przy tym z siebie pajaca.

[ZK] Premiera powieści to zapewne dla pisarza bardzo wyczekiwany czas. Jakie emocje towarzyszyły Pani w trakcie premier książek?
[AM] W przypadku pierwszego tomu była to przede wszystkim ekscytacja – w końcu udało mi się zrealizować najważniejszy punkt na mojej liście, przebić się z książką do ludzi. Ale, głupio przyznać, nie było to jakieś oszałamiające uczucie. Wiem, że wielu twórców mówi i pisze o tym, że nie mogło wtedy spać, normalnie funkcjonować, że świętowali… Nie przypominam sobie tego u siebie. Pojawiła się właśnie ekscytacja związana z wkraczaniem na nowy teren, radość ze spełnionego marzenia i podszyty lekkim napięciem spokój w oczekiwaniu na reakcje odbiorców.
Do drugiego tomu podeszłam już bardziej służbowo: ekscytację w znacznej mierze zastąpiło zawieszenie w trybie zadaniowym, czyli co trzeba zrobić, co wymyślić, co popchnąć do przodu i sam dzień premiery jakoś mi się rozmył. Za to znacznie bardziej nasiliły się wtedy obawy w związku z tym, jak na książkę zareagują czytelnicy. Z tyłu głowy wciąż miałam tę nieszczęsną klątwę drugiego tomu i miałam nadzieję, że „Grzechy ojców” nie padną jej ofiarą.

CO DECYDUJE O SUKCESIE?
Pomysł, upór, szczęście i odpowiedni układ planet 😉 Tak naprawdę nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi.

CO MOTYWUJE PANIĄ DO DZIAŁANIA?
Chęć sprawdzenia się.

FILM, KTÓRY WYWARŁ NA PANI NAJWIĘKSZE WRAŻENIE TO…
Oglądam bardzo mało filmów, ale chyba najbardziej zapadł mi w pamięci „Oddział 731”. Film nie dla wszystkich, bo pojawiają się tam m.in. prawdziwe zwłoki dzieci.

JAKĄ KSIĄŻKĘ Z DOTYCHCZAS PRZECZYTANYCH MOŻE PANI POLECIĆ?
Może dość nietypowy, przewrotny horror, czyli „Ostatnie dni Jacka Sparksa”?

CO CENI PANI W LUDZIACH?
Poczucie humoru i otwartość na innych.

CZY POSIADA PANI AUTORYTET?
Żadnego. Nawet mój pies udaje, że mnie nie słucha! A na serio – jeszcze na nikogo takiego nie trafiłam.

JEŚLI ZWIERZAK W DOMU, TO JAKI?
Zdecydowanie pies!

MIEJSCE, KTÓRE CHĘTNIE ODWIEDZIŁABY PANI PO RAZ KOLEJNY, TO…
Auschwitz-Birkenau. Byłam tam lata temu na wycieczce szkolnej, ale zabrakło mi wtedy spokoju.

KULTURA, W JAKIEJ POSTACI?
W każdej. Uwielbiam wszystkie jej aspekty.

W CZYM ZATRACA SIĘ PANI BEZ RESZTY?…
Proste pytanie: w pisaniu.

GDYBY ODWAŻYŁA SIĘ PANI ZROBIĆ JEDNĄ ZWARIOWANĄ RZECZ W ŻYCIU, CO BY TO BYŁO?
Gdybym miała środki, to wyjechałabym na spontaniczną wycieczkę do Meksyku.

JAKĄ UMIEJĘTNOŚĆ CHCIAŁABY PANI OPANOWAĆ DO PERFEKCJI?
Gotowanie. Myślałam o pisaniu, ale to by było nudne i dla mnie i dla czytelników.

W CZASIE WOLNYM …
Gotuję, larpuję, odgrywam rolę dinozaura na zlecenie córki.

[ZK] Jak wyglądał research i organizacja pracy przy tworzeniu cyklu „Dzieci Starych Bogów”? Skąd pomysł na napisanie powieści właśnie w takim gatunku literackim?
[AM] Cały proces researchu rozpoczął się jakby poza mną, bo DSB bazują na informacjach, które przyswajałam sobie przez całe życie, zaczytując się w książkach poświęconych interesującym mnie zagadnieniom, jak mitologie, organizacje berserkir czy ulfhednar. Oczywiście były elementy, które musiałam sprawdzić, ale to ograniczało się najczęściej do książek, które posiadałam już w swojej biblioteczce – ta zbudowana jest z wielu pozycji historycznych czy właśnie poświęconym wierzeniom. Co do organizacji pracy… Cóż, ta jest chaotyczna, jak całe moje życie, ale wynika po prostu z tego, że piszę, kiedy mogę, gdzie mogę i na czym mogę. Z racji wiecznego niedoczasu i minimalnych szans na pracę przed komputerem, piszę kolejne fragmenty rozdziałów na kartkach, paragonach i chusteczkach, które to przepisuję i rozwijam, gdy w końcu uda mi się, choć na chwilę odpalić laptopa.
Jeśli zaś chodzi o to, dlaczego piszę fantastykę – może dlatego, że fantastyczne krainy, tworzone przez samą siebie, towarzyszą mi od zawsze. Późniejsze odkrycie larpów (połączenia gier rpg i teatru improwizowanego, w stylizowanych strojach, często specjalnie przystosowanych do tego lokacjach), tylko pogłębiło moją miłość do eksplorowania takich światów. Ale nie mogło obyć się bez podszycia moich tekstów horrorem, moim ukochanym gatunkiem literackim.

[ZK] Przed czym chciałaby Pani ustrzec początkujących pisarzy?
[AM] Przede wszystkim przed szaleńczym dążeniem do sukcesu. Bardzo często natrafiam w internecie na osoby, które tak bardzo zaślepiła chęć jak najszybszego wydania książki, że za nic mają swoje braki warsztatowe, a wszelkie próby pomocy traktują jak atak. Gnane tą chęcią bycia drugim Paolinim czy Maas pakują się potem w sidła wydawnictw vanity press, bo liczy się dla nich tylko to, by książka od razu trafiła na rynek. Drugą stronę medalu stanowią twórcy, którzy po kilku miesiącach bez odzewu ze strony wydawców kompletnie porzucają pisanie uznając, że są do niczego. To też ogromny błąd, na co dowodem mogę być ja i to, że DSB musiały czekać prawie 10 lat nim w tej ostatecznej formie znalazły swój dom w Zysku i spółce.
Moja rada dla początkujących twórców jest prosta: nie ścigajcie się z czasem. To, czy wydacie waszą książkę w ciągu pół roku, czy kilku lat w żaden sposób nie świadczy o was, jako o autorach. Przestój jest często potrzebny, aby na spokojnie ocenić swój tekst i wydobyć z niego to, co czyni go wyjątkowym.

[ZK] Wcześniej czy później, każdy pisarz spotyka się z hejtem czy krytyką swojej twórczości. Czy miała już Pani takie doświadczenia? Jeśli tak, to, jak sobie Pani z tym radzi/poradziła?
[AM] Tak, jak najbardziej i to nie raz! Nie będę też udawać, że to mnie w żaden sposób nie dotknęło, bo – zwłaszcza w przypadku, gdy dotyczy on naszego pierwszego utworu – takie głosy mogą mocno podważyć naszą pewność siebie i, przede wszystkim, pewność co do jakości naszych tekstów. Ale można sobie z tym poradzić, a sposób na to jest bardzo prosty: wystarczy jak najszybciej przypomnieć sobie, że gusta są naprawdę różne i że nie ma szans na to, by jakikolwiek twórca wkupił się w łaski wszystkich czytelników. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie spodoba się nasz styl, pomysł, albo zwyczajnie postanowi nas pognębić w ramach sportu i poprawy własnego samopoczucia. Nie można po prostu zapominać o tym, dlaczego piszemy, o radości, jaką nam to daje, i o czytelnikach, którzy czerpią ją z obcowania z naszymi historiami. To wynagradza starcia z każdym hejterem.

[ZK] Czego w życiu się najbardziej Pani boi?
[AM] Utraty najbliższych i niemożności bycia dla nich wystarczającym wsparciem. Jestem prostym człowiekiem, dręczą mnie proste obawy.

[ZK] Czego życzyłaby sobie Pani w nadchodzącym czasie?
[AM] Znalezienia większej ilości czasu na pisanie, bo póki co jego brak mnie wykańcza! No i może jeszcze możliwości realizowania swoich pasji poprzez pracę, ale z tym może być znacznie trudniej. Niemniej warto mieć marzenia, prawda?

Fot. Agnieszka Miela
Grafika: Zaczytany Książkoholik


Dodaj komentarz


Czytaj także

Sekrety Żony Mandaryna

Niezwykle ciekawa – „Pocztówka z Harbinu. Sekrety Żony Mandaryna”

Harbin – miasto w Mandżurii, stolicy chińskiej prowincji Heilongjiang, założone w 1898 w czasie budowy Kolei Wschodniochińskiej przez Adama Szydłowskiego. W Harbinie osiedlali się Polacy zatrudnieni przy budowie, a następnie przy eksploatacji Kolei Wschodniochińskiej.


Naczelne z Park Avenue

„Naczelne z Park Avenue”, Wednesday Martin

Okładka „Naczelne z Park Avenue” zapowiada zwykłą pisaninę, a dostajemy lekki i zabawny opis rytuału wejścia i aklimatyzacji do zamożnej społeczności napisany z naukowej perspektywy. Autorka, a zarazem antropolożka wykorzystała swoje wykształcenie i wiedzę dla przekucia doświadczenia związanego z przeprowadzką wraz z rodziną na górny Manhattan w zbiór reguł obowiązujących w tej wysoce zhierarchizowanej i zamkniętej grupie.