Wywiad - Justyna Wydra

Co według Justyny Wydry decyduje o sukcesie?


Która z powieści Justyny Wydry była początkowo pisana do szuflady, które z osiągnięć twórczych dało autorce największą satysfakcję, czego się w życiu najbardziej boi i co wspólnego ma z feministycznym Klubem Książki Kobiecej w Gliwicach? Zapraszam Was do lektury niezwykle ciekawego wywiadu!


[Zaczytany Książkoholik] „ …Od zawsze kocha się w słowach…” Kiedy i w jakich okolicznościach narodziła się Pani pasja do pisania książek?
[Justyna Wydra] Od zawsze dużo czytałam, od początku aktywności zawodowej dużo pisałam – pracując najpierw w gazecie, potem w agencji reklamowej, następnie jako piarowiec i marketingowiec. Wydawało mi się jednak, że po to, by pisać książki, potrzeba jakiś specjalnych, wręcz „nadnaturalnych” zdolności, daru, natchnienia. I natchnienie przyszło – w roku 2007 w mojej głowie obudziła się historia, którą opisałam w pierwszej powieści pt. „Esesman i żydówka”. Broń Boże, nie zamierzałam jej wydawać, pisałam do szuflady, po to, by samej sobie odpowiedzieć na pewne dręczące mnie pytanie… Pytanie o naturę dobra w złym, zdegenerowanym świecie. Ktoś tę moją opowieść z szuflady wyjął, ktoś przeczytał, ktoś stwierdził, że to niezły temat. Wydawnictwo „Zysk i S-ka” zdecydowało się na publikację, a mnie urosły skrzydła i narodziłam się na nowo, jako pisarka.

[ZK] Które z Pani osiągnięć twórczych dało Pani największą satysfakcję i dlaczego?
[JW] Najważniejsza jest dla mnie trzecia książka pt. „Zaniemówienie”. To także wojenna opowieść, ale zupełnie inna od mojego debiutu. Cała rzecz dzieje się na Śląsku, w Tychach, skąd pochodzi moja rodzina „po mieczu”, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Historia, jaką opisałam w „Zaniemówieniu” w mniej więcej 80% jest prawdziwa – w książce występują ludzie, którzy mieszkali w Tychach w czasie wojny, opisane wydarzenia, miejsca, sceny – wszystko jest autentyczne. Nawet główni bohaterowie – to siostra mojej babci i jej mąż, niemiecki lotnik. Moja ciotka naprawdę po wojnie zaniemówiła… Taką powieść, bazującą na prawdzie historycznej, na losach ludzi z własnej rodziny jest bardzo wymagająca. Intelektualnie, ponieważ pisanie poprzedzają długie poszukiwania źródeł i emocjonalnie, bo jednak pisze się o swoich bliskich, bierze się na siebie wielką odpowiedzialność.

[ZK] Nie ma dnia, abym w Internecie nie trafiła na publikację dotyczącą nielegalnego udostępniania audiobooków, e-booków, książek – co Pani o tym sądzi?
[JW] Jako pisarka, ale i czytelniczka wolałabym, by czytelnicy sięgali po książki z legalnych źródeł. Rozumiem, że nie wszystko można kupić, ale na szczęście wymyśliliśmy cudowną instytucję, jaką jest biblioteka. Sama często korzystam, polecam każdemu. Dodatkowo, książki można darowywać na prezent, można wymieniać się nimi w gronie rodziny i znajomych. Nie trzeba ich pozyskiwać nielegalnie. Pisarze piszą często z pasji, ale równocześnie wielu żyje z pisania. Że o wydawcach nie wspomnę. Choć nie – wspomnę. Redakcja, korekta, złożenie książki, projektowanie okładki, druk, reklama, dystrybucja – to wszystko kosztuje. Szanując pracę innych ludzi, nie powinno się jej kraść. Żyj i daj żyć innym.

[ZK] Co inspiruje Panią do tworzenia nowych historii i przenoszenia ich na papier?
[JW] Bardzo różnie. Czasem historie pojawiają się w mojej głowie ot, tak. Po prostu przychodzą. Czasem inspiruje mnie to, co przeczytałam, zobaczyłam, usłyszałam. Czasem sny… Czasem jakieś zagadnienie, które od dawna siedzi mi w głowie, dręczy i nie chce sobie pójść, dopóki go nie „wypiszę”. Do napisania najświeższej powieści („Ja matką? Ratunku!”) zainspirowała mnie rozmowa z koleżanką. Tak długo i głośno obśmiewałyśmy absurdalne rady, jakie otoczenie serwuje ciężarnym kobietom, że stwierdziłam, iż muszę to opisać. I opisałam!

[ZK] Czego się w życiu Pani najbardziej boi?
[JW] Bezradności. Fizycznej, ale przede wszystkim umysłowej.

[ZK] W którym z bohaterów z Pani powieści jest najwięcej Justyny Wydry?
[JW] Chyba w żadnym. Jeśli jestem obecna w moich własnych słowach, to chyba jedynie w wierszach. Wiersze wyrywam sobie spod serca. Powieści, opowiadania – raczej z głowy.

[ZK] Jak wyglądał proces twórczy powieści „Ja matką? Ratunku!”? Od pomysłu do momentu chwycenia książki w dłoni.
[JW] O tym już trochę powiedziałam. Zadeklarowałam, że spiszę te rozmaite „okołociążowe” opowieści, doświadczenia własne, znajomych kobiet, historie zasłyszane, przeczytane, obejrzane, po prostu doświadczenia kobiet-matek i… spisałam je. Najpierw oczywiście stworzyłam bohaterów – zyskali imiona, charaktery, sytuację rodzinną i społeczną, a potem, cóż – po prostu usiadłam do komputera i zaczęłam pisać. Bez planu, nigdy nie tworzę planu książki, po prostu siadam i piszę, historia tworzy się sama.


CO DECYDUJE O SUKCESIE?
Ciężka praca, szczęście, talent. W tej kolejności.
CO MOTYWUJE PANIĄ DO DZIAŁANIA?
Perspektywa przeleżenia życia na kanapie. Brr…
FILM, KTÓRY WYWARŁ NA PANI NAJWIĘKSZE WRAŻENIE TO…
Wierny ogrodnik.
JAKĄ KSIĄŻKĘ Z DOTYCHCZAS PRZECZYTANYCH MOŻE PANI POLECIĆ?
„Bieguni” Olgi Tokarczuk.
NAJBLIŻSZY URLOP SPĘDZĘ…
W górach.
CO CENI PANI W LUDZIACH?
Inteligencję i poczucie humoru. Oraz dobre serce.
NIEZAPOMNIANE MIEJSCE?
Toskania.
KULTURA, W JAKIEJ POSTACI?
W każdej. Dużo. Ale przede wszystkim książka i film.
JAKĄ UMIEJĘTNOŚĆ CHCIAŁABY PANI OPANOWAĆ DO PERFEKCJI?
Chciałabym swobodnie porozumiewać się w kilku językach.
W CZASIE WOLNYM …
Czytam, oglądam filmy, włóczę się po górach i nie tylko, szydełkuję, słucham podcastów, dokształcam się (ostatnio z filozofii i psychologii), spotykam się z przyjaciółmi i szperam w szmateksach – tam można znaleźć prawdziwe odzieżowe perełki.


[ZK] Skąd pomysł na stworzenie feministycznego Klubu Książki Kobiecej w Gliwicach? Jaki jest jego zamysł i komu na służyć?
[JW] Klub Książki Kobiecej to miejsce, gdzie mądre kobiety rozmawiają o mądrych książkach. O literaturze pisanej o kobietach, dla kobiet i przez kobiety. Rozbieramy ją na części, w duchu feminizmu. Uczymy się go z książek i od siebie nawzajem. Polecamy sobie nawzajem feministyczny kanon, zapraszamy pisarki, spędzamy czas w budującej atmosferze wolnej od agresji dyskusji, tworzymy literacką historię. To świetna przestrzeń, wspaniały czas, które służą kochającym książki mieszkankom Gliwic.

[ZK] Jakie odczucia towarzyszą Pani z chwilą postawienia ostatniej kropki w książce?
[JW] Z jednej strony czuję ulgę, bo pisanie to jednak ciężka, znojna praca. Z drugiej strony smutek – że czas żegnać się z bohaterami. I wreszcie obawa, ponieważ pisanie wysysa mnie emocjonalnie. Następne dwa, trzy miesiące są trudne psychicznie, zbieram się z podłogi. Na szczęście są spacery, są górskie wędrówki, jest dobre jedzenie, rodzina, przyjaciele.

[ZK] Czy jest jakiś pisarz, który szczególnie wywarł na Pani wrażenie i po którego książki sięga Pani najchętniej?
[JW] Jest cała masa takich pisarzy. Od Agathy Christie, przez Philipa K. Dicka, Doris Lessing, Hansa Helmuta Kirsta, Johna R.R. Tolkiena, aż po Michaiła Bułhakowa. Z polskich twórców – Olga Tokarczuk, Andrzej Sapkowski i Stanisław Lem. Szeroko.

[ZK] Co oprócz pisania książek, daje Pani radość życia?
[JW] Włóczęga. Po mieście, po górach, po lesie, po plaży. Byle być w drodze. Byle w ruchu.

[ZK] Kiedy możemy się spodziewać kolejnej powieści?
[JW] Jeszcze nie wiem. Plan mam taki, by do końca roku ją napisać. Intensywnie myślę o kryminale, ale rok temu też o nim myślałam, a napisałam zupełnie nie-kryminał, wiec nie zastrzegam się i nie odżegnuję.

[ZK] Czego mogę Pani życzyć?
[JW] Dużo wolnego czasu. I zdrowia, oczywiście.

Fot. Justyna Wydra
Grafika: Zaczytany Książkoholik


Dodaj komentarz


Czytaj także

Blog książkowy - Pojedynek - Elżbieta Pytlarz - zaczytanyksiazkoholik.pl

Wiedeń i Warszawa pod koniec XIX wieku – „Pojedynek”

„Pojedynek” to drugi po „Mezaliansie” tom sagi z cyklu „Intrygi i namiętności”. Powieść przenosi czytelnika w czasy końca XIX wieku, do Wiednia i Warszawy. Książka skupia się na małżeństwie Henryka i Emilii Długopolskich, którzy wyruszają w podróż poślubną do Wiednia. Jednak od samego początku możemy dostrzec napięcia i niezgodę między nowożeńcami, jakby


Ok, amen. Miłość i nienawiść w świecie nowojorskich chasydów

„Ok, amen. Miłość i nienawiść w świecie nowojorskich chasydów”, Nina Solomin

Mężczyźni w białych koszulach i czarnych płaszczach, z pejsami i brodami, w święta dodatkowo w sztrajmłach. Skromny strój kobiet osłaniający całe ciało niczym się nie wyróżniał, a peruka lub chusta była znakiem rozpoznawczym mężatki.