Witold wyrwa - wywiad

Co na temat nielegalnego udostępniania audiobooków, e-booków i książek sądzi Witold Wyrwa?


Witold Wyrwa – pisarz, fotograf, miłośnik specyficznej techniki fotograficznej zwaną ambrotypią. Autor w rozmowie opowiada, jak wyglądał proces poszukiwania wydawnictwa i dlaczego ostatecznie sam wydał swoją powieść, jak chciałby być postrzegany przez swoich Klientów i Czytelników czy np. dlaczego wydał powieść akurat w gatunku powieści psychologicznej. Zapraszam do lektury.


[Zaczytany Książkoholik] Kiedy i w jakich okolicznościach narodziła się Pana pasja do pisania książek?
[Witold Wyrwa] Myślę, że było to jakieś 7 albo 8 lat temu. Do głowy wpełzło mi pewne zdanie i postanowiłem je zapisać. To zdanie przerodziło się w akapit, akapit w rozdział, później było długo, długo nic, aż w końcu postanowiłem dokończyć tę historię i przyszło mi się zmierzyć z trudnym rzemiosłem pisarskim. Tak to przynajmniej zostało w moich wspomnieniach, lecz z perspektywy czasu wydaje mi się, że prawda jest nieco inna, a odpowiedź brzmi: z wypalenia w dziedzinie fotografii. Myślę, że mam w sobie jakąś potrzebę tworzenia. Gdy tworzę, świat na chwilę przestaje istnieć, zostaję ja i przestrzeń twórcza, która pochłania mnie bez reszty. Gdy fotografia przestała dostarczać mi „twórczego haju”, myślę, że podświadomie zwróciłem się w innym kierunku. Lecz odpowiedź może być też inna, gdyż zasadniczo już na studiach chodziło mi po głowie, zostanie reżyserem. Zapisywałem jakieś zalążki fabuły, nawet brałem udział w zajęciach z kreatywnego pisania. Życie potoczyło się nieco inaczej i nawet nie składałem podania o przyjęcie na studia filmowe, lecz, jak widać, pasja nie dała o sobie zapomnieć, i po latach wróciła.

[ZK] Czy pamięta Pan to zdanie?
[WW] To zdanie z mojej pierwszej książki, której postanowiłem nie wydawać, a brzmiało ono:
Ezoteryczne podskoki panny Jadzi popełniane na łące pełnej chabrów i maków, otoczonej przez buki i rosnące pod nimi śnieguliczki, wywoływały u Anatola istne trzęsienie, gdzieś w okolicach cebulek włosów. Widząc to, panna Jadzia zaniepokojona zapytała mężczyznę, czy aby na pewno powinna wykonywać swój radosny taniec witający wiosnę. Anatol z ekstatyczną stanowczością potwierdził, iż zaprzestanie tańczenia byłoby niewybaczalnym błędem, mniemając ponadto, że łysi mężczyźni są bardziej męscy i on chętnie przez pannę Jadzię wyłysieje. Dziewczyna nie była pewna, czy chce wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za włosy pana Anatola. To, rzekłszy siadła naprzeciw adoratora i poczęła klecić wianek, z zerwanych uprzednio kwiatów i zielonkawych liści.

[ZK] Dlaczego „Między prawdą a grzechem” wydał Pan jako self publisher?
[WW] Z kilku powodów. Gdy napisałem pierwszą książkę, wysłałem propozycje wydawnicze do kilkunastu wydawnictw. To, co mnie uderzyło to fakt, że nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nie oczekiwałem ani recenzji, ani peanów na cześć mojej powieści, ani obietnicy złotych gór. Nie otrzymałem ani maila z potwierdzeniem odbioru, ani po upływie czasu określonego na stronie wydawcy wiadomości odmownej. Mimo to „Między prawdą a grzechem”, która jest moją drugą powieścią, również wysłałem do wydawnictw, choćby, po to, by sprawdzić, czy ktoś odpowie i ewentualnie, jakie warunki zaproponuje. Tym razem było nieco lepiej. Były nawet jakieś pochwały, jednak po tzw. kolegium redakcyjnym nie została zatwierdzona do publikacji. Różnica między moją pierwszą niewydaną powieścią a drugą była taka, że w przypadku pierwszej po kilkunastu poprawkach wciąż mi czegoś brakowało i nie potrafiłem tego czegoś znaleźć, zaś inwestowanie pieniędzy tylko po to, by zobaczyć własne nazwisko na okładce, wydawało mi się lekkim próżniactwem. Inna historia była w przypadku „Między prawdą a grzechem”. Towarzyszyło mi przekonanie, że nie tylko jest ona całkiem dobrze napisana, ale porusza także wiele ważnych tematów, tematów, od których większość współczesnych pisarzy stroni, a jeśli nawet nie stroni, to nie zagłębia się z należytą starannością. To stworzyło we mnie poczucie, że mam coś ważnego do powiedzenia i powinienem to powiedzieć bez względu na to czy jakieś wydawnictwo zechce mnie dostrzec.

[ZK] Na swojej stronie www podaje Pan: od kilkunastu lat zajmuję się fotografią, a w szczególności ambrotypią. Czym jest owa ambrotypia?
[WW] Ambrotypia to jedna z pierwszych technik fotograficznych. Powstała w połowie XIX wieku i polega na utrwaleniu obrazu na szklanej płytce, za pomocą techniki mokrego kolodionu. Tłumacząc z polskiego, na nasze: proces ten polega na wylaniu cienkiej warstwy kolodionu, czyli roztworu nitrocelulozy na szklaną płytkę, a następnie umieszczeniu tejże płytki w roztworze azotanu srebra. W tym procesie zwanym uczulaniem warstwa nabiera światłoczułości, następnie może zostać umieszczona w kasecie, kaseta w aparacie, gdzie zostanie naświetlona, a następnie wywołana i utrwalona w ciemni. Wyjątkowość tej techniki polega na tym, że każdy ambrotyp to unikat. Można go oczywiście zeskanować i reprodukować inną techniką, lecz podobnie jak w przypadku obrazu, oryginał jest tylko jeden, zaś światło, które odbijało się od osoby portretowanej, zostało „uwięzione” na szklanej płycie. Można więc mieć wrażenie, że jakaś cząstka tej osoby zawsze będzie w tym zdjęciu zaklęta, dlatego dla mnie to nie tylko technika fotograficzna, lecz także magia.

CO DECYDUJE O SUKCESIE?
To zależy, jak definiujemy sukces. Ja definiuje sukces prostymi słowami, że sukces to mieć to, co się chce mieć, więc zapewne jest mieszanka pracy i wytrwałości, ale od niedawna uważam, że także nastawienia.

CO MOTYWUJE PANA DO DZIAŁANIA?
Bieda i ciekawość.

FILM, KTÓRY WYWARŁ NA PANU NAJWIĘKSZE WRAŻENIE TO…
„Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”.

JAKĄ KSIĄŻKĘ Z DOTYCHCZAS PRZECZYTANYCH MOŻE PAN POLECIĆ?
Ciężko wybrać jedną, ale „Cień wiatru” zapadł mi w pamięć.

NAJBLIŻSZY URLOP SPĘDZĘ…
Zapewne w polskich górach.

CO CENI PAN W LUDZIACH?
Uśmiech.

NIEZAPOMNIANE MIEJSCE?
Lofoty.

KULTURA, W JAKIEJ POSTACI?
Zróżnicowanej.

JAKĄ UMIEJĘTNOŚĆ CHCIAŁBY PAN OPANOWAĆ DO PERFEKCJI?
Życia.

W CZASIE WOLNYM …
Pisarz jest zawsze w pracy.

[ZK] Jak zaczęła się Pana przygoda z fotografią?
[WW] Wydaje mi się, że podczas wykopalisk archeologicznych. Był tam zatrudniony profesjonalny fotograf, który dokumentował prace i przy okazji życie całej ekspedycji. Nie pamiętam jak, ale jakimś cudem udało mi się wypstrykać rolkę na profesjonalnym aparacie. W gimnazjum miałem także lekcje fotografii, później uzbierałem trochę grosza, trochę dołożyli mi rodzice i tak wszedłem w posiadanie aparatu Konica Minolta Z10 z kartą pamięci o oszałamiającej pojemności 256 MB. Na początku zajmowałem się fotografią uliczną, później przyszedł czas na fotografię analogową, w rezultacie skończyłem w śmierdzącej eterem ciemni, z łapami brudnymi od azotanu srebra 😉

[ZK] W jaki sposób chciałby być Pan postrzegany przez swoich Klientów i Czytelników?
[WW] To trudne pytanie. Od jakiegoś czasu uważam, że pragnienie, by ludzie postrzegali nas w jakiś sposób, jest zgubne. Ja staram się nie inwestować energii w coś, na co nie mam wpływu, a uważam, że to, jak widzą mnie inni ludzie, jest w dużej mierze poza moją kontrolą, a nawet jeśliby było, to jest to w dalszym ciągu zgubne, gdyż uzależnia nas od akceptacji z zewnątrz, ergo mógłbym w łaknąć czyjejś aprobaty, lecz to pragnienie de facto nie ma końca. Przypuśćmy jednak, że istnieje jakiś obraz idealnego pisarza. Dajmy na to, że jest to ktoś mądry, przenikliwy i w dodatku utalentowany. Teoretycznie to całkiem pozytywny wizerunek. Ja jednak od jakiegoś czasu interesuję się tematem ego. Ego to takie ciężkie do zdefiniowania ustrojstwo, które tworzy w naszych głowach przeróżne fantasmagorie. Powierzchownie nie ma nic w tym złego, że miałbym o sobie jakieś wyobrażenie jako o pisarzu, ale według mnie na głębszym poziomie to bardzo niebezpieczny mechanizm, który w konsekwencji zaczyna nas zniewalać. Podświadomie zaczynamy dążyć do tego, by być spójni z tym wyimaginowanym tworem. To z kolei powoduje, że musimy pewne rzeczy poświęcać, żeby ten twór utrzymać, co skutkuje tym, że ograniczamy pewne spektrum doznań, które z tym tworem nie jest tożsame. Z drugiej strony musimy włożyć pewien wysiłek, by ten twór utrzymać, więc po raz kolejny musimy coś poświęcić. Gdy jednak się temu przyjrzymy, zrozumiemy, że to tylko wytwór naszej wyobraźni. Czy warto poświęcać, aż tyle by zbudować coś nierealnego? Niestety system, w którym żyjemy, uczy nas tego, by takie imaginarium budować. Od dzieciństwa słyszymy, że jeśli nie będziemy się uczyć, to nie dostaniemy pracy, że jeśli nie będziemy się zachowywać tak a tak, to nikt nas nie polubi, że jak nie będziemy wyglądać tak a tak, to nikt nas nie pokocha itd. To w rezultacie tworzy kulę śniegową, która z wiekiem przybiera coraz większe rozmiary. Ta kula śniegowa to nic innego tworzona latami sieć zależności, przez którą wierzymy w to, że będziemy dobrzy, gdy…, będziemy szczęśliwi, gdy…, będziemy godni szacunku, gdy…, a co jeśli to coś nigdy nie nadejdzie?
Koniec końców jeden czytelnik może mnie określić mianem wielkiego pisarza, inny grafomana, jeszcze inny przeciętniaka. A zatem mógłbym wpaść w spiralę pragnienia, by tych pierwszych czytelników było jak najwięcej, jednocześnie doznając wielkiej frustracji w pozostałych przypadkach. Dlatego, zamiast oczekiwać od czytelników czegokolwiek, jestem wdzięczny tym, którzy poświęcili czas i uwagę, by zapoznać się z tym, co chciałem przekazać w mojej powieści. Ta uważność podczas czytania to bardzo wiele.

[ZK] Nie ma dnia, abym w Internecie nie trafiła na publikację dotyczącą nielegalnego udostępniania audiobooków, e-booków, książek – co Pan o tym sądzi?
[WW] W latach 90-tych, w których dorastałem, kopiowanie to była wręcz normalność – nikogo na nic nie było stać i wszyscy wszystko kopiowali. Długotrwałe powtarzanie jakiegoś zachowania zmienia się w nawyk, gdy dotyczy on szerszej grupy społecznej, staje się mentalnością. Czasy się zmieniły, ale mentalność została. Ta mentalność to brak szacunku dla twórców, to przekonanie, że jeśli coś nie jest przypięte na łańcuch z kłódką, to można to wziąć, to brak elementarnej świadomości, że w ten sposób pozbawiasz kogoś pracy. Pamiętam, że była taka sytuacja, że płyta zespołu Kult została skradziona i udostępniona w sieci jeszcze przed premierą, myślę, że komentarz jest zbędny. Co do samej literatury, to sytuacja jest jeszcze gorsza. Często czytam komentarze w stylu: czemu ta książka jest taka droga?! A większość czytelników nie zdaje sobie sprawy, że debiutujący pisarz w wydawnictwie dostaje 5-8% od ceny okładkowej, czyli jakieś dwa złote minus podatek. Później ludzie się dziwią, że poziom literatury spada, a większość pisarzy to ludzie, którzy piszą między pracą a wychowywaniem dzieci, gdyż nie mogą się utrzymać z pisania. Pamiętam także, że pewna pisarka na swoim kanale przytoczyła relację z targów książki, podczas których wydawcy na scenie „żartowali”, że dobry pisarz to głodny pisarz. Jak widać, ten brak szacunku cechuje nie tylko samych (niektórych) odbiorców, ale także wydawców. W rezultacie nielegalne udostępnianie, to nic innego jak kradzież i to w dodatku całkiem bezmyślna. W Polsce jest prawie osiem tysięcy bibliotek, biblioteki mają budżet na nowe książki, można złożyć zamówienie i istnieje szansa, że biblioteka tę książkę kupi. Jeśli nie, to w bibliotece, można dostać także kod do Legimi, gdzie jest cała masa książek i audiobooków, zaś Legimi musi się rozliczyć z przeczytanej książki. Wychodzi na to, że to nie tyle ubóstwo, lecz sporo złych chęci.

[ZK] Jakie odczucia towarzyszyły Panu z chwilą postawienia ostatniej kropki w książce? Jak długo trał „proces twórczy” nad książką „Między prawdą a grzechem”?
[WW] Pewna satysfakcja, może wzruszenie, a z pewnością ulga. Ostatnie zdanie mi się bardzo podobało, a przez cały czas powstawania książki, czyli około półtora roku towarzyszył mi jakiś niepokój, czy uda mi się napisać piękne zakończenie? To ostatnie zdanie spięło wszystkie części i kamień spadł mi z serca 😉

[ZK] Skąd pomysł na książkę właśnie w takim gatunku literackim?
[WW] Jednym z założeń tej powieści, jest literackie przedstawienie zagadnienia percepcji, czyli tytułowej prawdy, żeby osiągnąć ten efekt, musiałem zagłębić się w psychikę bohaterów i wyłuszczyć ich prawdę oraz to, jak do niej doszli, a następnie skonfrontować ją z prawdą pozostałych bohaterów. Z drugiej strony chciałem, żeby była to powieść ponadczasowa, ponadczasowa w tym kontekście, że pomijając kilka scen, w których bohater używa telefonu, mogła się wydarzyć sto albo i dwieście lat temu. W pewnym sensie to powieść o człowieku, o tym, co go kształtuje, o tym, co go ogranicza, o jego przywarach, tęsknotach, pragnieniach. Powieść psychologiczna to najbardziej odpowiedni gatunek, gdyż większość rzeczy, które czyni nas tym, kim jesteśmy, wynika z naszego wnętrza.

[ZK] Które z Pana osiągnięć twórczych dało Panu największą satysfakcję i dlaczego?
[WW] Od jakiegoś czasu towarzyszy mi filozofia „tu i teraz”. Gdy wspomnę dawniejsze podejście, to zawsze odkładałem tę satysfakcję na później. W rezultacie nawet gdy był jakiś dreszczyk zadowolenia, nie trwał on długo, bo po chwili przychodziła myśl, że to jeszcze za mało, że muszę więcej, że prawdziwe zadowolenie przyjdzie, powiedzmy wówczas, gdy będę miał wystawę w jakiejś znanej galerii… najlepiej w Nowym Jorku. Dzisiaj rozumiem, że prawdziwa satysfakcja pojawia się w momencie tworzenia, później dzieją się różne rzeczy – ktoś pochwali, ktoś inny skrytykuje – ale ta chwila, gdy przepełnia cię wielkie, niewymuszone z zewnątrz uczucie radości nie podlega ocenie, to po prostu jest. Z perspektywy czasu, tych chwil było sporo. Ambrotypia to proces, w którym stworzenie jednego zdjęcia trwa około pół godziny, zaś obraz wyłania się dopiero po włożeniu płytki do utrwalacza, czyli na sam koniec. Nie każde zdjęcie wychodzi, więc czasem zrobienie jednego dobrego zdjęcia trwa nawet kilka godzin. Dziś doceniam zarówno te momenty, gdy te zdjęcia wychodziły, jak i nie wychodziły, doceniam cały proces twórczy, który potrafi pochłonąć tak dalece, że świat przestaje na chwilę istnieć.

[ZK] Czego w życiu się Pan najbardziej boi?
[WW] Nie lubię projektować strachów, ale nie chciałbym doświadczyć wojny.

[ZK] Co oprócz szeroko rozumianego pisania, daje Panu radość życia?
[WW] Lubię chodzić po górach, ale od jakiegoś czasu staram się czerpać radość z prostych rzeczy, takich jak joga, spacer, smaczny posiłek, czy spotkanie z przyjaciółmi.

[ZK] Czego mogę Panu życzyć?
[WW] „Uważaj, czego sobie życzysz, bo to może się spełnić”.… więc nie wiem, czy to bezpieczne pytanie. A tak na serio to spójności i spokoju.

Fot. Witold Wyrwa
Grafika: Zaczytany Książkoholik


Dodaj komentarz


Czytaj także

Rubinowa kolia - Evelina Scura - zaczytanyksiazkoholik.pl

„Rubinowa kolia”, Evelina Scura

Gdy okazuje się, że skradziono rubinową kolię – najdroższy klejnot cesarzowej Loreny – cała Kraina Lynn zostaje postawiona w stan gotowości. Poszukiwania sprawcy trwają. Dość szybko okazuje się, że winną całego zamieszania jest młodziutka Aliya, jednak schwytać ją to nie lada problem. Nawet wybitny generał Leonardo zdaje się bezsilny. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że na kolii ciąży klątwa. Każdy, kto jej dotknie, a w którego żyłach nie płynie


Obsesja-Jakby jutra miało nie być-Weronika Tomala-zaczytanyksiazkoholik.pl-blog

Miłość, potajemne spotkania i obsesja w najnowszej powieści Weroniki Tomali pt. „Jakby jutra miało nie być”

„Miłość, potajemne spotkania, obsesja… Czy prawdziwe uczucie ma szansę przetrwać, kiedy wokół czai się zło?” W małych miejscowościach powrót kogoś z zagranicy zawsze budzi sensację. W przypadku Adama Wichera młodego żołnierza nie tylko sensacja to była, ale również powrócenie dawnych plotek