Anna Ziobro - Wywiad

Rozmowa z Anną Ziobro


Co łączy autorkę powieści z jednym z bohaterów swojej książki – Danielem? Kiedy i czy pojawi się kolejna interesująca pozycja, po którą warto sięgnąć? Czego pisarce brakowało w ostatnich miesiącach? Jaką dewizą kieruje się w życiu? To wszystko i wiele więcej znajdziecie w poniższej rozmowie z Anną Ziobro, autorką powieści „Tysiąc kawałków”

Aniu, skąd wziął się pomysł na napisanie książki „Tysiąc kawałków”? Kto i dlaczego powinien po nią sięgnąć?

Zarys fabuły pojawił się nagle, w momencie, w którym wcale nie planowałam napisania książki i nie szukałam inspiracji. Można powiedzieć, że pomysł na historię Julii i Daniela wykiełkował sam z siebie, natomiast wątki poboczne i postacie powstawały już w trakcie pisania. Czasami były wynikiem dłuższych przemyśleń, a czasami efektem przebłysku. Od początku zakładałam, że głównymi odbiorcami mojej książki będą kobiety. Okazało się jednak, że dość chętnie sięgają po nią także panowie. Do tego twierdzą, że czytają ją z przyjemnością. Myślę, że „Tysiąc kawałków” wpisuje się w gust tych czytelników, którzy w książkach poszukują nie tyle mocnych wrażeń, ile dużego ładunku emocji; tych, którzy lubią „wejść w skórę” bohaterów i zrozumieć ich tok myślenia. Emocje i warstwa psychologiczna to dwa elementy, na których najbardziej się skupiam podczas pisania.

Czy łatwo było napisać powieść romantyczną? Skąd akurat pomysł na ten gatunek literacki?

„Tysiąc kawałków” jest powieścią o miłości, ale nie jest to typowy romans, co od początku zauważają recenzenci, jak i sami czytelnicy. Ja osobiście nie przepadam za romansami, w których od połowy można przewidzieć zakończenie, a bohaterowie wpasowują się w schematy. Jako czytelnik potrzebuję elementów zaskoczenia, a jako autorka uważam, że można je zapewnić także w historiach miłosnych. Powieść obyczajowa jest bliskim mi gatunkiem i sama często po nią sięgam. Był to więc naturalny wybór. Poza tym lubię obserwować współczesny świat i ludzi. Staram się dociekać motywów ich postępowania, co postanowiłam wykorzystać w swojej książce.

Często się zdarza, że autorzy książek utożsamiają się w jakiejś części ze swoimi bohaterami. Jak to jest w Twoim przypadku?

Zawsze podkreślam, że moi bohaterowie są wytworem wyobraźni. Z żadnym z nich w pełni się nie utożsamiam, jednocześnie w każdym – mówimy tu oczywiście o głównych postaciach – próbowałam przemycić jakąś cząstkę siebie. Najwięcej łączy mnie z Danielem, bo to w jego stworzenie włożyłam najwięcej energii. Chciałam przedstawić go wiarygodnie, a ponieważ nie jestem mężczyzną i nie mam za sobą takich przeżyć, musiałam bardzo się przyłożyć, żeby wczuć się w jego położenie. To, że „ubrałam” go w kilka moich cech, takich jak wrażliwość i łagodność, ale też brak pewności siebie czy nieumiejętność wybaczania, trochę ułatwiło mi pracę.

W jakich okolicznościach powstała książka „Tysiąc kawałków”? Co skłoniło Cię do jej napisania?

Jak powiedziałam wcześniej, pomysł na fabułę sam mnie znalazł i wcale nie od razu wcieliłam go w życie. Kiedy przystępowałam do pisania, miałam na głowie dom, małe dziecko, pracę etatową i dwie dodatkowe. Jeśli na coś narzekałam, to raczej na brak czasu niż na jego nadmiar. Pisząc pierwsze akapity, myślałam, że wyjdzie z tego opowiadanie albo że porzucę to zajęcie po kilku dniach. Nie porzuciłam, a wręcz niesamowicie mnie ono wciągnęło, podobnie jak sama historia. Dość szybko nabrałam przekonania, że jednak wyjdzie z tego pełnowymiarowa powieść.

Co będzie numerem dwa? Czy jest i jaki jest pomysł na kolejny tytuł?

Pomysłów jest wiele, ale to czy i kiedy zostaną zrealizowane, zależy od wielu czynników. Po „Tysiącu kawałków” napisałam jeszcze dwa pełnowymiarowe teksty i zaczęłam pracować nad kolejnym. Nie chciałabym zdradzać za dużo, ale mogę powiedzieć, że jeden z nich wiąże się z historią przedstawioną w moim debiucie, natomiast wymaga jeszcze solidnego dopracowania. Mam nadzieję, że to on w pierwszej kolejności ujrzy światło dzienne i trafi do rąk czytelników. Kolejny tekst, który jest już w pełni gotowy, to zupełnie odrębna historia, nieco inny ciężar gatunkowy. Mam wrażenie, że jest najlepszy spośród tych tekstów, które dotąd napisałam, ale będzie musiał poczekać na odpowiedni moment.

Jaki gatunek literacki byłby ostatnim, na który byś się zdecydowała, myśląc o kolejnej książce, i dlaczego?

Są co najmniej trzy gatunki, na które bym się nie zdecydowała: horror, science-fiction i powieść mafijna. Pierwszy, dlatego że nigdy nie potrafiłam wczuć się w atmosferę horrorów i czerpać z nich przyjemności czy odczuwać autentycznych emocji. Drugi, ponieważ z technologią jestem tak bardzo na bakier, że research poprzedzający pisanie musiałabym rozpocząć od najprostszych pojęć. Trzeci, ponieważ nawet jako czytelnik nie rozumiem fenomenu tego typu książek. Na szczęście upodobania czytelników są różne i możemy znaleźć autorów, którzy świetnie odnajdują się we wszystkich wymienionych gatunkach.

Wcześniej czy później, każdy pisarz spotyka się z hejtem czy krytyką swojej twórczości. Czy masz takie doświadczenia? Jeśli tak, to jak sobie z tym radzisz?

Wygląda na to, że w moim przypadku będzie to raczej później. Dotychczas nie spotkałam się z hejtem czy złośliwą krytyką. Owszem pojawił się jakiś negatywny komentarz na temat książki, ale był tak mało konkretny, że się nim nie przejęłam. Cenię sobie natomiast konstruktywną krytykę – taką, która może mi pomóc w pisaniu lepszych książek. Po ukazaniu się „Tysiąca kawałków” myśl o tym, że się nie spodoba, nie spędzała mi snu z powiek. Sądzę, że sięgając po debiut, czytelnicy nie mają konkretnych oczekiwań wobec autora. Prawdziwym wyzwaniem będzie teraz tworzenie kolejnych opowieści w taki sposób, aby ci, którym mój debiut się spodobał, nie doznali zawodu.

Obecnie jesteś tłumaczem i korektorem tekstów. Czy docelowo chciałabyś wiązać przyszłość tylko z pisarstwem?

Staram się twardo stąpać po ziemi i nie tworzyć tak daleko idących planów. Rynek książki jest wymagający, a wena twórcza dość nieprzewidywalna. Dlatego nie chcę się nastawiać, że kiedyś porzucę działalność zawodową i zajmę się wyłącznie pisaniem. Poza tym zawód tłumacza i korektora bardzo mi odpowiada. Oznacza, że na co dzień pracuję z tekstami i choć rzadko jest to praca kreatywna, to jednak wymaga operowania starannym językiem. Posiada więc pewne cechy wspólne z powieściopisarstwem.

Czy masz swoich ulubionych twórców literackich? Kim są i za co cenisz ich twórczość?

Staram się być otwarta na nowości, dlatego nie mam jednego, ulubionego autora, choć jest oczywiście kilku, po których dzieła chętnie sięgam. Spośród zagranicznych pisarzy cenię B.A. Paris. Niesamowicie ujęła mnie swoim debiutem i uważam, że w każdej kolejnej książce utrzymała wysoki poziom. Fenomenem jest też dla mnie Hanya Yanagihara, autorka dwóch powieści – tak różnych, że trudno nawet próbować przewidzieć, czym zaskoczy nas w kolejnej. Chętnie sięgam również po książki rodzimych twórców, w tym po debiuty. Nie zawsze są to udane spotkania, bo jestem wymagającym czytelnikiem, ale uwielbiam to uczucie, gdy „odkrywam” autora, który nie jest jeszcze znany, a pisze świetnie. W ostatnim czasie tym sposobem trafiłam na Kamilę Mitek i Tomka Brewczyńskiego. Gdybym miała wskazać polskich autorów królujących w mojej biblioteczce, byliby to Daniel Koziarski i Katarzyna Misiołek, których cenię za styl narracji i autentyczność przedstawianych historii.

Co Cię inspiruje? Pochodzisz z Rzeszowa, a to niedaleko gór. Czy bliskość natury ma wpływ na Twoją kreatywność?

Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale inspiruje mnie samo życie. Piszę o zwykłych ludziach i opisuję zdarzenia i historie, które mogłyby mieć miejsce. Dlatego też inspiracji szukam blisko siebie – w codziennych rozmowach, w materiałach, które czytam i oglądam, w ludziach, z którymi się spotykam i których mijam na ulicy… Bliskość natury czy wyjazd w góry nie dostarczają mi konkretnych pomysłów, ale są nie do przecenienia. Pomagają oczyścić głowę i przemyśleć te pomysły, które już wcześniej się w niej pojawiły. Uwielbiam góry, zwłaszcza te wysokie. Przyznam, że kiedy nie mogę w nie pojechać tak często, jak bym chciała – jak chociażby w ostatnich miesiącach – bardzo się męczę. Czuję, że czegoś mi brakuje. Pisze się też wtedy gorzej.

Piszesz również wiersze – jak to sama ujęłaś – do archiwum domowego. Co stoi na przeszkodzie, aby je wydać?

W tym miejscu potrzebne jest małe sprostowanie. Moja przygoda z poważniejszym pisaniem rozpoczęła się od wierszy, ale było to… ponad dwadzieścia lat temu. Rzeczywiście mam tych wierszy dużo, kilka z nich ukazało się tu i ówdzie, ale nie myślę o ich szerszej publikacji. Te wiersze pochodzą z dość zamierzchłych czasów i chyba nie do końca rozumiem już tamtą wersję siebie – osobę, która je napisała. Niewykluczone jednak, że któreś z nich pojawią się w moich kolejnych książkach.

Czy wiersze komponuje się łatwiej niż nową powieść? Czy możesz podać fragment swojego ulubionego wiersza?

Trudno mi porównać obie czynności, ponieważ wykonywałam je w różnym czasie. Zawsze staram się pisać z potrzeby serca, nigdy na siłę. Myślę, że w okresie, kiedy pisałam wiersze, nie byłabym w stanie stworzyć powieści. Za to teraz zupełnie nie umiem komponować poezji. Niedawno moja mama robiła porządki w domu i wygrzebała skądś kolejny zeszyt z moimi wierszami, o którego istnieniu zupełnie zapomniałam. Byłam wręcz przekonana, że wszystkie mam u siebie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po otwarciu zeszytu na pierwszej lepszej stronie natrafiłam na utwór idealnie wpasowujący się w moją debiutancką powieść. Kończył się słowami:

Jestem
Nieułożoną układanką
Której tysiąc elementów
Ktoś
Kiedyś
Rozsypał dla zabawy

Jaką dewizą w życiu się kierujesz? Jakie są Twoje żelazne zasady?

Wierzę, że każdy powinien żyć, ubierać się czy spędzać wolny czas tak, jak chce – pod warunkiem że nie krzywdzi przy tym innych i nie narusza podstawowych zasad ładu społecznego. Nie znoszę oceniania po pozorach, urabiania innych na własną modłę, wspomnianego wcześniej hejtu i wchodzenia z butami w cudze życie. Stąd też moja dewiza brzmi: Żyj i pozwól żyć innym.

Co lubisz robić w wolnym czasie, ale niezwiązanego z czytaniem / pisaniem książek?

Ostatnio mam znacznie więcej wolnego czasu z powodu trwającej pandemii i okazuje się, że nie potrafię go dobrze wykorzystać. Jeszcze do niedawna takie pojęcie jak „wolny czas” praktycznie dla mnie nie istniało i myślę, że wtedy czułam się najlepiej. Przyzwyczaiłam się, że gdy mam wiele zajęć, łatwiej się zmotywować. Jeśli już mówimy o wypoczynku, a czytanie i pisanie odpada, preferuję aktywne formy spędzania czasu, najlepiej w górach – im wyżej i bardziej męcząco, tym lepiej.

Jakie uczucia towarzyszyły Tobie w momencie wydania książki?

Przypuszczam, że najbardziej adekwatnym uczuciem wydaje się euforia, bo własną książkę trudno jest napisać, a jeszcze trudniej wydać. Jednak ta euforia była w moim przypadku mocno rozłożona w czasie. Moment, w którym dotarły do mnie egzemplarze autorskie, poprzedziło wiele mniej przyjemnych zdarzeń – począwszy od poszukiwania wydawcy i rozczarowania, że pierwsze wydawnictwo, do którego wysłałam tekst, go nie przyjęło, poprzez długi i wymagający cierpliwości proces redakcyjny, a skończywszy na ściganiu po mieście kuriera, który przywiózł dla mnie książki z wydawnictwa, ale akurat nie było mnie w domu. Myślę, że największą radość odczuwam w chwilach, kiedy czytelnicy i blogerzy dzielą się ze mną opiniami na temat książki i wiem, że im się spodobała.

Jak organizowałaś prace nad tworzeniem książki? Czy jest ona skrupulatnie poukładana czy też kolejne strony najlepiej tworzy się w niekontrolowanym chaosie?

Niekontrolowany chaos to może odrobinę za mocne określenie, ale bliżej mi do niego niż do skrupulatnych planów. Podczas pisania w dużej mierze idę na żywioł, co ma zarówno dobre, jak i złe strony. Dobre, bo mogę powiedzieć, że piszę „pod natchnieniem”. Złe, bo czasami można za bardzo „popłynąć”. Na przykład, teraz usiłuję uratować tekst, w którym spontanicznie zamieściłam tak dużo zbiegów okoliczności, że przestał być wiarygodny. Jedną z książek zaczęłam pisać… od końcowych rozdziałów, a dopiero potem dopisałam resztę. Jest to o tyle ciekawe, że ogólnie jestem osobą bardzo poukładaną i zorganizowaną.

Czy są książki, do których lubisz czasem wracać? Która lektura, z zebranych na Twoim regale zasługuje na takie wyróżnienie?

Zwykle nie czytam książek po kilka razy. W przeciwieństwie do filmów, o których często zapominam po paru dniach, mam bardzo dobrą pamięć do dzieł literackich i czytanie ich po raz drugi czy trzeci nie jest już tak ekscytujące (wyjątkiem są moje własne teksty, które muszę czytać dziesiątki razy z niesłabnącą ekscytacją). Zdarza mi się natomiast wracać do fragmentów ulubionych książek. Przykładem jest „Małe życie” wspomnianej Hanyi Yanagihary, które uważam za arcydzieło. Czasem odnajduję jakiś podrozdział spośród tych, które mnie najmocniej poruszyły, czytam ponownie i wczuwam się na chwilę w atmosferę. Lubię też zdejmować książki z regału, żeby popatrzeć na okładki, powąchać strony i poustawiać je według innego niż dotychczas klucza.

Jak wyobrażasz sobie siebie w perspektywie najbliższych, dajmy na to, dziesięciu lat? W którym miejscu swojej kariery zawodowej / prywatnej chciałabyś się znaleźć?

Kiedy pomyślę, jak dekadę temu wyobrażałam sobie siebie za dziesięć lat – czyli w punkcie, w którym teraz jesteśmy – trudno mi powstrzymać uśmiech. Miałam mieć trójkę dzieci i robić karierę w międzynarodowej korporacji. Z perspektywy czasu uważam, że byłoby to niewykonalne, bo praca w biurze tłumaczeń i jednoczesne wychowywanie jednego dziecka często mnie przerastały. Mam nadzieję, że następne dziesięć lat będzie mniej burzliwe, a ja znajdę się w podobnym miejscu jak teraz – w dobrym zdrowiu, z tym samym mężem u boku, nawet z tą samą pracą. Do tego z podobną ilością pomysłów na pisanie, z grupą czytelników chętnych sięgać po moje książki i wydawcą gotowym je publikować.

Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas.

Dziękuję również.


Recenzja książki:


Dodaj komentarz


Tagi:

Czytaj także

Wywiad - Alicja Horn, zaczytanyksiazkoholik.pl

Kto kryje się pod pseudonimem Alicja Horn?

Premiera debiutanckiej książki Alicji Horn miała miejsce zaledwie 29 czerwca br. Mowa oczywiście o „Wyleczonych”. Z rozmowy z autorką dowiecie się między innymi, jak wyglądały prace nad nią, jak dużo w książce jest fikcji a jak dużo rzeczywistości szpitalnej… Jeśli interesuje Was poznanie bliżej Alicji, zapraszam do lektury niezwykle ciekawej rozmowy.


Jasnowidz i czarownica-Mark Arturro-zaczytanyksiazkoholik.pl-blog

Erotyk – „Jasnowidz i czarownica”, Mark Arturro

Mark Arturro od samego początku zaznacza nam, że książka przeznaczona jest dla osób od osiemnastego roku życia. „Powieść o zabarwieniu seksualno-optyczno-kryminalnym w odcieniu horroru.” Do pewnej wioski zajeżdża Marek, który jest jasnowidzem i tarocistą. Ludzie patrzą na niego mało przychylnie. Mężczyzna ma zamiar osiąść tam na stałe i rozgląda się za działką. Jest jedna, która go kusi nie mniej nie ma ona dobrej reputacji, jest coś, co