Marta Radomska

Co o polskim rynku wydawniczym sądzi Marta Radomska?


Z rozmowy z Martą Radomską dowiecie się m.in. co zawdzięcza cyklowi książek o Emilce z Księżycowego Nowiu autorstwa Lucy Maud Montgomery? Za co uwielbia góry? Co łączy pisarkę ze Stephen’em King’iem? A może będzie nam dane przeczytać thriller autorstwa Pani Marty? Zapraszam do lektury.

Kiedy i w jakich okolicznościach narodziła się Pani pasja do pisania książek?

To pytanie do moich rodziców, ponieważ odkąd pamiętam, zawsze lubiłam książki i korciło mnie, by trochę sobie pobazgrolić. Nie zawsze na kartce papieru, nie gardziłam również blatem stołu ani kawałkiem ściany. Myślę, że duży wpływ na moją miłość do literatury miał Tata, który często zabierał mnie do biblioteki i zachęcał, by myszkować w dziale książek dla dzieci. Chyba właśnie wtedy narodziło się pragnienie, by kiedyś stać się częścią tego fascynującego świata. Zwłaszcza, że krótko później w moje ręce wpadł cykl o Emilce z Księżycowego Nowiu autorstwa Lucy Maud Montgomery. To przesądziło sprawę.

Podobnie jak ja jest Pani miłośniczką zwierząt. Pani kot Atton był inspiracją dla kota Lokiego z serii „Tego kwiatu jest pół światu”? Do kogo podobny jest w takim razie pies Vinci z nowej serii? Co skłoniło Panią do takiego zabiegu?

Mieszkam z kotami już dwadzieścia osiem lat, a pomimo to te zwierzaki nie przestają mnie zaskakiwać. Tworząc postać Lokiego chciałam uhonorować wszystkie moje koty, stąd psoty kocura Majki są zainspirowane autentycznymi historiami z życia moich futrzaków. Może oprócz Myszy, która w rzeczywistości jest szesnastoletnią kotką moich rodziców i ma na imię Śnieżka. Wiem jednak, że wśród moich czytelników są też miłośnicy psów i to ich poprosiłam o pomoc w wybraniu rasy oraz imienia dla książkowego pupila Izabeli. Bardzo dziękuję za pomoc wszystkim, którzy zaangażowali się w dyskusję na moim fanpage’u na Facebooku – to dzięki Wam Vinci jest radosnym łobuzem, który doskonale urozmaica akcję.

We wrześniu ma się pojawić drugi tom przygód Niny i Adriana, którego osobiście nie mogę się doczekać. Czy już jest pomysł na trzecią historię z udziałem wspomnianych bohaterów?

Bardzo mnie cieszy fakt, że tylu czytelników zaprzyjaźniło się z bohaterami mojej pierwszej obyczajowej serii i że chcą poznać ciąg dalszy. Tak, jak do tej pory, opowieść jest zaplanowana na trzy tomy i kiedy obmyślam akcję, staram się od razu rozpisać fabułę dla wszystkich części. Dzięki takiemu systemowi pracy zaraz po oddaniu drugiej części, mogłam zabrać się za pisanie trzeciej. W tej chwili zbliżam się do zamknięcia serii „To jedno słowo”, a na konsultacje z moją panią redaktor czeka już kolejny konspekt również trzytomowej powieści.

Uwielbia Pani góry. Czy to właśnie tam tworzy się Pani najlepiej? Czy raczej góry mają spowodować oderwanie od rzeczywistości, nabranie dystansu od codzienności, odprężenie?

Zawsze jest mi głupio, kiedy pada pytanie związane z ulubionym miejscem do pisania. Autorzy odpowiadają różnie: że mają ulubioną miejscowość, do której wyjeżdżają, by popracować; inni kochają swoje biurko albo kanapę. Ja mogę pisać wszędzie, gdzie da się usiąść z laptopem. Zatem i w górach pracuje mi się świetnie, jednak znacznie bardziej doceniam długie wędrówki. Góry łączą w sobie możliwość bliskiego kontaktu z naturą, ale również porządnego zmachania się, bo przecież zasuwanie pod górkę przez kilka godzin dziennie wcale łatwe nie jest. To dla mnie najlepszy wariant odpoczynku, bo nie potrafię klapnąć na leżak i w ten sposób spędzać wakacji. W końcu podczas pisania dość się zdążę nasiedzieć.

Miłośniczka biegów długodystansowych. Raczej bym Pani nie dogoniła. Skąd się wzięło zamiłowanie do tego typu sportu?

Dziś się z tego śmieję, ale jako nastolatka nie lubiłam się ruszać. Poza jazdą na łyżwach i rolkach, a potem zajęciami aerobiku, na które wyciągała mnie Mama, moim ulubionym sportem było siedzenie z książką na kanapie. Na wspólne truchtanie namówiła mnie koleżanka, która miała obawy przed samotnym bieganiem w pobliskim lesie. Po kilku latach straciłyśmy kontakt, jednak miłość do biegania została. Uwielbiam chwile, gdy zakładam sportowe buty. Wtedy mogę zostawić za sobą wszystkie troski, albo przeciwnie, przyjrzeć się im z bliska i zastanowić się, jaką decyzję powinnam podjąć. Podczas biegania jestem sama ze sobą, ze swoimi myślami i ze swoim ciałem, które z każdym kilometrem nabiera sił do walki ze słabościami. Myślę, że każdy powinien znaleźć trochę czasu, który spędzi tylko sam ze sobą i lepiej siebie pozna. A czy zrobi to podczas biegania, gotowania, czy jakiejkolwiek ulubionej czynności – zawsze będzie to czas wygrany.

Czy pisanie to Pani sposób na życie?

Na ten moment dzielę czas pomiędzy pisanie a pracę na etacie, z której pewnie byłoby mi trudno zupełnie zrezygnować. Każdego dnia spotykam fantastycznych, inspirujących ludzi, z którymi lubię przebywać. Czasami jednak marzę o tym, by kupić domek w górach i poświęcić się tylko pisaniu. Więcej o tych marzeniach zdradzę Wam w nowej serii, którą chciałabym poświęcić właśnie górskim klimatom, choć oczywiście nie zabraknie zwierzęcych wątków. Tym razem w rolach głównych wystąpią dystyngowana kotka oraz stadko rozbrykanych… baranków.

Co sądzi Pani o polskim rynku wydawniczym? Mam na myśli to, że pojawia się na nim sporo debiutantów, z miesiąca na miesiąc da się zauważyć zwiększoną ilość wydawanych książek.

Obserwuję to zjawisko z dwóch perspektyw. Gdyby nie to, że jestem jako czytelnik bardzo konsekwentna w swoich wyborach, pewnie czułabym się zagubiona. Od lat sięgam po książki konkretnych autorów, kieruję się również tym, jakie dziedziny literatury najbardziej lubię. Z wielkim podziwem patrzę na dziewczyny, które prowadzą literackie blogi i prezentują na zdjęciach stosy książek do zrecenzowania. Samo ich przeczytanie wymaga czasu, a przecież w kolejce czekają już nowe premiery. Jest to piękne i bardzo optymistyczne, ponieważ wbrew ponurym prognozom zainteresowanie literaturą wcale nie maleje. Druga strona medalu jest jednak taka, że w tej chwili pisać „każdy może, trochę lepiej, trochę gorzej”. Mam obawy, że w obliczu tak dużej konkurencji bardziej istotne staje się ciągłe publikowanie nowych tekstów, by wciąż być obecnym na rynku. A to niekoniecznie przekłada się na jakość.

Czy zastanawiała się Pani kiedyś nad wydaniem książki w całkowicie innym gatunku literackim?

Można powiedzieć, że już to zrobiłam, ponieważ dwie serie, które ukazały się do tej pory („Maraton do szczęścia” oraz „Tego kwiatu jest pół światu”) są tekstami komediowymi, w których przeplatają się również wątki kryminalne oraz miłosne. Nowa seria „To jedno słowo”, którą otwiera powieść „W tę samą stronę” to mój pierwszy eksperyment z literaturą obyczajową. Myślę, że to dobra okazja, by się sprawdzić, wyjść ze strefy komfortu, jaką daje dobrze już poznany gatunek. Czy na dobre pozostanę autorką obyczajową? O tym zadecydują czytelnicy, od których otrzymuję wiele ciepłych słów na temat nowej powieści. Marzę, by spróbować zaprzyjaźnić się z jeszcze jednym gatunkiem literatury – z thrillerem, ponieważ podczas pisania książek obyczajowych odrobinę tęsknię za tym dreszczykiem, jaki przebiegał mi po plecach, gdy budowałam wątki kryminalne.

Jak wygląda Pani organizacja pracy nad powieścią? Jak radzi sobie Pani z pojawiającymi się trudnymi chwilami – o ile w ogóle takowe są w trakcie pracy twórczej?

Nie ma co się oszukiwać – życie pisarza jest trochę życiem rzemieślnika, jak trafnie określił to w swojej autobiografii Stephen King. Bardzo rzadko się zdarza, że siadam do komputera i pozwalam, by wena spłynęła na mnie niczym oświecenie. Wena to w ogóle koszmarnie kapryśne stworzenie i dlatego warto zabezpieczyć się przed jej humorami szczegółowym planem powieści. Zazwyczaj inspiracją jest dla mnie jakieś wydarzenie. Zaczynam się zastanawiać, w jaki sposób mogło do niego dojść i jakie będą konsekwencje. Lubię również na początek szczegółowo nakreślić swoich bohaterów – ich wygląd, cechy, zainteresowania, zdarzenia z przeszłości, które ukształtowały ich charakter. Czasem nawet ich sobie rysuję. Tak przygotowane zaplecze pozwala uniknąć chwil, gdy akcja się nagle zacina, a człowiek gorączkowo myśli, jak wybrnąć. Niestety nie jest to przepis na wyeliminowanie wszystkich trudności. Nie cierpię sytuacji, gdy szukam odpowiedniego słowa, a mój mąż akurat wtedy domaga się informacji, co wrzucić do prania. Wtedy jedynym lekarstwem wydaje się morderstwo…

Czy ma Pani jakiś autorytet? Jeśli tak, to kto nim jest?

Jeżeli mówimy o autorytetach literackich, zawsze moim mistrzem był i będzie Stephen King. Uwielbiam jego książki tak bardzo, że poświęciłam im rozdział w pracy magisterskiej. Mam dla niego ogromny szacunek za upór, z jakim walczył o swój sukces, choć początki nie były łatwe. Podoba mi się także jego spojrzenie na pracę pisarza. Porównanie warsztatu literackiego do skrzynki z narzędziami tylko pozornie jest absurdalne. Tymczasem szlifowanie języka, poszukiwanie własnego stylu, dopracowany szczegółowo plan fabuły to właśnie narzędzia, które pomagają usprawnić literacki warsztat.
Oczywiście również poza literaturą są w moim życiu osoby, których podziwiam. Nigdy nie nauczyłabym się obserwować kotów i myśleć jak kot, gdyby nie autor programu „Kot z piekła rodem”, Jackson Galaxy. Jestem też pod ogromnym wrażeniem osób, które walczą o to, by świat był miejscem przyjaznym dla wszystkich gatunków istot, nie tylko dla ludzi. Boli mnie to, że często nie potrafimy docenić i uszanować przyrody, która jest traktowana jak coś, co można sobie podporządkować. Zbyt zachłannie czerpiemy z dóbr naturalnych, również dla własnej rozrywki. Z tego względu jestem przeciwniczką cyrków z udziałem zwierząt oraz urządzanych dla zabawy polowań.

Którą ze swoich powieści najchętniej zobaczyłaby Pani na wielkim ekranie?

To trudne pytanie, ponieważ byłabym bardzo dumna i szczęśliwa, gdyby którakolwiek z nich trafiła na wielki ekran. A gdybym dodatkowo mogła współdecydować o obsadzie aktorskiej…

Ulubiony cytat?

Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to,

co oswoiłeś

z „Małego Księcia”. To jedna z najważniejszych zasad, jakimi kieruję się w swoim życiu.

Jakiej kluczowej rady – na bazie własnych doświadczeń – udzieliłaby Pani osobom chcącym odnieść sukces w przelewaniu własnych wyobrażeń na papier?

Konsekwencja, upór i umiejętność przyjmowania krytyki – to słowa klucze. Książki to nie tylko dobry pomysł na akcję, to również praca nad odpowiednio dobranym słowem, nad stylem i przemyślaną konstrukcją. W czasach, gdy komunikujemy się przez SMS-y, Messengera, coraz częściej o nich zapominamy. Książka to pochylenie się nad szczegółem, próba uchwycenia ulotności chwili, ale na to potrzeba cierpliwości. Dobrego tekstu nie da się napisać „na kolanie”. Trzeba mieć w sobie wytrwałość i chęć, by uważnie przyglądać się światu, a potem szukać słów, które zdołają go najlepiej opisać.

Dziękuję za poświęcony czas.

Dziękuję również.



Dodaj komentarz


Czytaj także

Projekt: produktywność

Zastanawiające – „Projekt: produktywność”, Chris Bailey

Autor chce nam przedstawić metody zwiększania produktywności po to, aby pomóc nam zrealizować wszystko, co mamy do zrobienia, w ciągu krótszego czasu, a przez to znajdziemy więcej wolnego czasu na to, co jest dla nas najważniejsze. Spędził nad poznawaniem zjawisk produktywności rok, przy czym każdą z metod testował na sobie.


W drodze do siebie - Izabella Drozd - zaczytanyksiazkoholik.pl

Poszukiwanie nadziei – „W drodze do siebie”, Izabella Drozd

„W drodze do siebie” to poruszająca i wciągająca powieść, która nie tylko zatrzymuje czytelnika na dłużej, ale także skłania do głębszej refleksji nad ludzkimi losami i siłą ducha w obliczu trudności. Współczesna literatura często stawia przed sobą zadanie nie tylko dostarczenia rozrywki, ale także zainspirowania do myślenia i zmieniania perspektywy na pewne kwestie